Wojciech Skrzypek – sportowiec spełniony

Witaj Wojtku. Porozmawiajmy najpierw o początkach twojej kariery. Jak to się wszystko rozpoczęło? 

Początki mojej kariery związane są z Wisłą Kraków. Razem z kolegą z Jerzmanowic dojeżdżaliśmy na treningi do Krakowa. W zimie ćwiczyliśmy na sali, a w sezonie normalnie na boisku.

Odkąd pamiętam, biegałem za piłką, ale w Płomieniu nie było wtedy drużyn młodzieżowych i każdy z nas musiał szukać innych zespołów. Mój kolega Adam Szafraniec jeździł z Jerzmanowic trenować w Wiśle. Pewnej zimy zabrał mnie ze sobą i tak to się jakoś zaczęło.

Kiedy zapadła ta decyzja, że będziesz bramkarzem? 

Na początku grałem na różnych pozycjach, nawet dość często strzelałem bramki. Będąc trampkarzem, w czasie jednego z treningów trener Jerzy Płonka zapytał się mnie, czy bym nie chciał stanąć na bramce i tak to już jakoś zostało.

Po kilku latach odszedłeś z Wisły. Nie zagrałeś tam nigdy w pierwszym składzie. 

Tak. Miałem 18 lat. Przebić się z drużyny juniorów do pierwszego zespołu to dość ciężka sprawa. W Wiśle była dość duża konkurencja a ja chciałem grać i dostałem propozycję z Górnika Siersza.

Nie żałujesz, że nie powalczyłeś? Wisłę i Górnika dzieliła przepaść. Może jednak mogłeś spróbować. 

Może tak, ale byłem wtedy młodym człowiekiem bez jakiegokolwiek wsparcia, może bałem się, że nie dam rady? Chyba jednak nie żałuję. Pograłem tam dwa lata. Potem przyszedł sparing z CKS-em Czeladź, zagrałem dobry mecz i dostałem propozycję gry w tym klubie. Klub miał ambicje i ja mogłem się w nim rozwijać. Grałem tam kilka lat.

Wojtek, czytałem trochę o tobie i wiem, że w twoim życiu zdarzały się różne sytuacje. Podobno miałaś poważny wypadek i ledwo uszedłeś z życiem? Czy to miało na Ciebie jakiś wpływ. Pytam, bo sam kiedyś ledwo uszedłem z życiem z czegoś podobnego.

Nie wiem, raczej nie. Najgorsza dla mnie była przerwa, która z tego wynikała. Jechałem z moim bratem Pawłem na trening. Razem graliśmy w Czeladzi. Ktoś zajechał nam drogę a ja nie chciałem w niego uderzyć. Przyhamowałem i wpadłem w poślizg. Przelecieliśmy na drugi pas, a z naprzeciwka jechał samochód. Zderzenie czołowe. Wylądowaliśmy w rowie. Miałem bardzo poważne obrażenia. Stłuczona klatka piersiowa i uraz szczęki. Miałem przez to problemy neurologiczne. Lekarz zabronił mi uprawiać sport.  Ale ja bez grania? Do mnie to nie docierało i już po pół roku wróciłem do piłki. Ale już nie w Czeladzi. Kopałem w Płomieniu Jerzmanowice, trochę na lewo. Moja wcześniejsza kariera w Czeladzi układała się bardzo dobrze i kto wie… może gdyby nie ten wypadek to zagrałbym w pierwszej lidze? Ale tego się już nie dowiem.

Trochę to dziwne, bo wypadek, zakaz gry w piłkę i wracasz do grania po połowie roku? 

No tak… nie wyobrażałem sobie życia bez piłki, dlatego ten zakaz mnie nie interesowała. Chciałem wrócić i już. W tamtym czasie lekarskie decyzje nie były wszędzie aż tak bardzo respektowane.

Grałeś potem w kilku klubach. Jak to wspominasz? Grałeś jeszcze w Szczakowiance.  

Po Płomieniu wróciłem do gry w Czeladzi. Nie było tam już mojego brata, który odszedł do Rakowa Częstochowa. Chyba dobrze mnie tam wspominano, bo dostałem propozycje ponownej gry w tym zespole. Grałem tam pół roku. Odszedłem z tego zespołu, ponieważ nie dogadaliśmy się pod względem finansowym. Kolejnym moim klubem było Bukowno. Rozegraliśmy mecz ligowy ze Szczakowianką. Zremisowaliśmy 0-0. Tworzył się tam naprawdę mocny zespół. Musiałem w tym sparingu zagrać dobrze, bo od razu dostałem od nich propozycję. Do mojego domu przyjechał prezes Tadeusz Fudała i zaproponował mi takie warunki, których nie mogłem odrzucić. Po roku gry dołączył do nas Andrzej Sermak. To był chyba mój najlepszy okres w karierze. Awansowaliśmy z czwartej ligi do pierwszej.

Byłeś blisko gry w najwyższej lidze. Miałeś wtedy 36 lat. Szczakowianka to dość ciekawy i głośny kawałek historii naszej piłki. 

Tak, grałem w dzisiejszej I lidze i mogłem zagrać w najwyższej. Ale nie zagrałem. Moje odejście z klubu było dość dziwne. Awansowaliśmy po wygranej w barażach, zagrałem dobry mecz w takim wewnętrznym sparingu, który miał decydować o ostatecznej kadrze na nowy sezon. Strzeliłem nawet w nim bramkę. I po sparingu dowiedziałem się, że nie ma dla mnie miejsca w zespole. Było to dla mnie zaskoczeniem, ale nie miałem na to wpływu. O tym, że Szczakowianka nie przedłuży ze mną kontraktu, ostatecznie dowiedziałem się z mediów. Jeśli chodzi o całą resztę to ja mam spokojne sumienie. Nigdy niczego złego nie zrobiłem i tyle mogę Ci na ten temat powiedzieć.

Potem była Cracovia… i Wojciech Stawowy? Coś pominąłem? 

Nie, zadzwonił do mnie kierownik zespołu, śp. Maciej Madeja i zapytał, czy jestem zainteresowany grą w Pasach. Ja tą propozycję przyjąłem.

Maciej Madeja to jedna z legend Cracovii. Jaki to był człowiek? 

Bardzo serdeczny, miał fantastyczne podejście do ludzi i zawodników. Był taką ikoną klubu. W Cracovii grałem pół roku.

Cracovia i Wisła… Nie gryzło Cię to? Diego Simeone powiedział kiedyś, że Real Madryt jest jedynym klubem, w którym nigdy nie byłby w stanie pracować. A ty jednak bardziej związany byłeś z Wisłą. 

Nie miałem z tym problemu. Piłkarz to zawód i gra tam, gdzie mu płacą. Zawsze profesjonalnie podchodziłem do swoich obowiązków i starałem się wykonywać wszystko najlepiej jak potrafię. Grasz tam, gdzie Cię chcą i dajesz z siebie wszystko. To było moje motto. Ja nie do końca rozumiem kibiców, którzy krytykują kogoś za grę w innym zespole. Zresztą w Cracovii grali wychowankowie Wisły a w Wiśle wychowankowie Cracovii. Nie uważam, aby robili coś złego.

Teraz grasz w oldboyach Wisły. 

Gram jak mam na to czas.  Wcześniej grałem w oldboyach Cracovii.

Z perspektywy lat co czujesz? Uważasz, że byłeś spełnionym zawodnikiem? 

Miałem dwie oferty z Górnika Zabrze i Zagłębie Sosnowiec. Czeladź nie chciała mnie wtedy sprzedać. Po tym miałem wypadek i to mocno skomplikowało wszystko na kilka lat. Była jeszcze Szczakowianka i to był najlepszy okres w moim sportowym życiu.

Gdybyś się cofnął o kilka lat, coś byś zmienił? 

Raczej nic, wszystko w życiu jest przede mną i cieszę się z tego co mam. Może gdybym dostał szansę w Górniku Zabrze lub Zagłębiu Sosnowiec to grałbym w najwyższej naszej lidze, ale stało się tak, jak się stało a w Czeladzi czułem się bardzo dobrze.

A sytuacja z więzieniem?  

Niespecjalnie chcę do tego wracać. Prawda jest tak, że będąc wtedy piłkarzem Cracovii byłem wtedy nie po tej stronie Błoń co trzeba.

Kiedy zdecydowałeś się na zakończenie kariery? 

Właściwie to nigdy. Grając w Szczakowiance miałem 36 lat i czułem się dobrze. Potem była jeszcze Cracovia. Po Cracovii zaczynałem karierę trenerską jako grający zawodnik. Nawet gdy wyjechałem do Szwecji to tam też kopałem w piłkę. Po powrocie byłem grającym trenerem w Płomieniu Jerzmanowice a w poprzedniej rundzie z przyczyn personalnych zagrałem jeden mecz w Trzebini. Nigdy nie miałem oficjalnego zakończenia kariery. Można powiedzieć, że dalej jestem gotowy do gry.

Od razu wiedziałeś, że chcesz być trenerem? 

Koniec takiego prawdziwego grania, kontakty rodzinne i kilka niezbyt udanych decyzji biznesowych spowodowały, że wyjechałem do pracy do Szwecji. Ale jakoś nigdy nie wyobrażałem sobie czegoś takiego jak rozstanie z piłką. Dlatego zajęcie się trenerką było dla mnie czymś naturalnym.

Możesz wymienić kluby, w których pracowałeś? 

I tu mogę powiedzieć, że pierwszy był Płomień. Potem była jeszcze Emalia Olkusz, Górnik Libiąż, Sołą Oświęcim, jeszcze raz Płomień, ostatnio Wielmożanka Wielmoża a teraz Trzebinia. Najwyżej pracowałem w III lidze. Różne sprawy, nie zawsze finansowe powodowały, że nie zawsze wszystko było w tych klubach ok. W jednym zrobiłem dwa awanse pod rząd i zostałem zwolniony. W Płomieniu, jak zresztą sam wiesz, uczestniczyłem w budowie szkółki piłkarskiej. Jeszcze przed Płomieniem nawiązałem kontakt z Markiem Koniecznym i zakładaliśmy w Jerzmanowicach filię Akademii Piłkarskie AP21. Była jeszcze współpraca ze Słomniczanką Słomniki. Trenowałem tam bramkarzy. Teraz jestem w Trzebini. Klub bardzo dobrze się rozwija. Bardzo pomaga mi tam mój syn. Ma 26 lat. Też gra w piłkę, ale przy okazji jest moim asystentem. Bardzo profesjonalnie podchodzi do wymagań związanych z byciem trenerem. Ma wszystko przed sobą a ja zrobię wszystko co tylko mogę, aby mu w tym pomóc. Bardzo dużo pracuje i wierzę, że mu się uda.

Masz wiele doświadczeń, pozytywnych i negatywnych. Z tego co wiem twoja rodzina związana jest ze sportem. Nie zapytam jednak o twojego brata Pawła. Zapytam o to co byś poradził młodemu człowiekowi, który zaczyna grać w piłkę?  

Trzeba mieć serce do tego co się robi i się kocha. Trzeba mieć też trochę szczęścia. Wiele osób ma ogromne mniemanie o sobie, ale nie mają serca do tego co robią. Same układy i jakieś wsparcie nie wystarczą. Musisz dać z siebie wszystko. Kłopot w tym, że u nas selekcja młodych piłkarzy nie zawsze związana jest tylko z poziomem sportowym. Do młodych piłkarzy i do ich rodziców zgłaszają się menadżerowie, którzy często najpierw rozmawiają o pieniądzach a potem widzą zawodnika. Tak nie powinno być. Taniej jest sprowadzić jakiegoś zawodnika np. z Hiszpanii. On ma menadżera i dzięki temu ma większe przebicie. Kilka klubów w Polsce ma szkółki piłkarskie na wysokim poziomie, jest dużo szkółek prywatnych, ale jak dziecko nie ma menadżera to jest mu ciężko przebić się do pierwszego zespołu. Dużo z nich rezygnuje. Poddają się. Prawda jest taka, że u nas, jeśli na stu chłopców dwóch wejdzie do dorosłej piłki to jest sukces. Bolesna prawda. Strasznie trudno młodym ludziom przebić się wyżej.

Stąd w reprezentacji pojawia się wielu zawodników, którzy nigdy nie grali w Ekstraklasie? 

Paradoksalnie łatwiej wybić się naszym w ligach zachodnich niż u nas. Menadżer sprowadza zawodników z innego kraju i z tego żyje. Dlatego nasza Ekstraklasa jest taka jak jest. Gra u nas więcej obcokrajowców niż naszych młodych zawodników.

Prowadzisz firmę, jesteś trenerem, masz rodzinę, grasz w oldbojach Wisły. Jak sobie z tym radzisz? Jak to łączysz? 

Dokładnie tak jest. Wychodzę z domu o 6.00. Czasami brakuje mi czasu na ogarnięcie wszystkiego. Mam pracowników i wspólnika, którzy rozumieją, że piłka nożna to moja pasja. Moja rodzina też o tym wie. To jest dla mnie silniejsze. Kocham to robić, wychowałem się na tym i nie wyobrażam sobie abym mógł bez tego funkcjonować.

Widzę, że twoja firma radzi sobie dość dobrze. Jesteś spełnionym człowiekiem? 

Dokładnie tak. Jestem spełnionym człowiekiem. W firmie pomaga mi rodzina, w Trzebini syn jest moim asystentem. Razem realizujemy swoją pasję.  Mam wspaniałą żonę, która wychowała moje dzieci i zawsze mnie wspierała. Może gdyby nie kontuzja, gdyby wyszło z tymi propozycjami z Górnika Zabrze lub Zagłębia Sosnowiec to zagrałbym w najwyższej lidze i pewne sprawy potoczyłyby się inaczej, ale nie mogę narzekać. Tak, jestem spełnionym człowiekiem.

Czy uważasz, że twoja sportowa przeszłość ma jakiś pozytywny wpływ na to co robisz teraz. Utarło się takie powiedzenie, że osoby uprawiające sport lepiej radzą sobie w życiu. 

Bez dwóch zdań. Sport pomaga w rozwoju, pomaga w podejmowaniu decyzji. Nawet jeśli nie stajesz się zawodowym sportowcem, to jest Ci w życiu trochę łatwiej.

Czy masz jeszcze jakieś sportowe marzenia? 

W tej chwili one bardziej związane są z moim synem. Widzę, ile pracy wkłada w to co robi i wierzę, że mu się uda. Oczywiście pracując w klubie mam też inne cele. Walczę o wygraną, walczę o awans i bardzo zależy mi na sportowym rozwoju zawodników, którymi się opiekuję…, ale rodzina jest dla mnie priorytetem.

Ok, to teraz zabawmy się we wróżkę. Prowadzisz firmę, jesteś trenerem w Trzebini i dostajesz propozycję z Wieczystej lub np. z Wisły? Zamykasz biznes czy podejmujesz jakąś inną decyzję. 

Zawsze jest temat do rozmowy. Moim zdaniem wszystko można pogodzić. Na pewno bym się zastanowił nad taką propozycją, ale musiałbym wszystko przeanalizować. Moja drużyna nie mogłaby grać tylko na wynik. My w Polsce nauczeni jesteśmy, że w sporcie chodzi tylko o wynik. On jest ważny, ale ważne jest to, aby gra bawiła zawodników. Najważniejsze w prowadzeniu drużyny jest danie komuś szansy. Chodzi o to, aby młodzi zawodnicy wierzyli w to, że są dobrzy. Aby wkładali w to całe swoje serce. Gdyby taki Lewandowski w to nie wierzył, to by go już nie było. Jesteś dobry w tym co robisz, to będziesz grał i będziesz miał pracę. To samo jest w firmie. Jesteś dobry i masz zlecenia….

Na pewno rozważyłbym każdą propozycję.

Gdybyś miał powiedzieć, że sport Ci w czymś pomógł to w czym?  

Pomógł mi w organizacji swojego życia. Zawsze byłem zdyscyplinowany i odpowiedzialny. Jak byłem zawodnikiem to często ćwiczyłem sam. Ta dyscyplina przeniosło się na organizację mojej firmy. Granie w piłkę pozwoliło mi dobrze zorganizować swoją pracę, dogaduję się z ludźmi.

Wszystko co się działo w moim życiu doprowadziło do tego, że mam szczęśliwą rodzinę. To mi w życiu wyszło chyba najlepiej. Najstarszy syn Michał jest żonaty i ma wspaniałą rodzinę z wnuczką Majką. Średni syn Łukasz gra w piłkę i chce być trenerem, natomiast najmłodszy Mateusz studiuje dziennikarstwo.  Syn mojego brata mieszka i trenuje w Szwecji i też wierzę, że się tam wybije. Możliwe, że tam będzie mu nawet łatwiej. Bardzo chciałbym, aby kiedyś nasi synowie zagrali razem w jednej drużynie. To jest takie moje małe marzenie.

Patrząc do tyłu powtórzę, to co już tu gdzieś powiedziałem. Czuję się szczęśliwym i spełnionym człowiekiem.

Dziękuję Ci Wojtku za wspaniałą rozmowę o życiu i o piłce. Życzę Ci powodzenia w sporcie i w życiu prywatnym. Kiedyś będąc na meczu reprezentacji widziałem jak twój brat Paweł praktycznie gasi Gianfranco Zolę. Patrząc na to wydarzenie i rozmawiając z tobą sądzę, że twoi synowie mają się na kim wzorować. Dlatego sam wierzę w to, że rodzina Skrzypków jeszcze w tym wszystkim trochę zamiesza.

Rozmawiał Robert Luty

Komentarze

Podkrakowskie.info

Ten portal możesz tworzyć razem z nami! Masz ciekawe ℹ️ info, 📆 wydarzenie, czy 🖼 zdjęcie? ⤵️ Wyślij na adres: redakcja@podkrakowskie.info

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.